Od dawna już zbieram się, by podsumować prawie dwa lata mojej pracy. W końcu nadszedł ten moment, kiedy mogę wygospodarować trochę czasu na pisanie, ale przede wszystkim też CHCĘ. Dużo przemyśleń zebrało się w mojej głowie, dużo wniosków pojawiło się po dwóch latach prowadzenia konsultacji dietetycznych i psychodietetycznych, którymi chcę się z Wami podzielić.
Najważniejszy z wniosków jest taki, że nie da się schudnąć skutecznie, będąc na diecie. Niby zawsze to wiedziałam, ale gdzieś tam z boku dochodziły głosy świata dietetycznego, że tylko dobrze dobrana dieta jest gwarancją utraty masy ciała. I oczywiście to prawda, choć nie cała.
Co z tego, że na diecie wytrzymamy dwa, trzy miesiące, osiągniemy swój cel. A co dalej? NIE MA SKUTECZNEJ UTRATY MASY CIAŁA, BEZ ZMIANY NAWYKÓW ŻYWIENIOWYCH. Bardzo ważne jest, by jeść jak najmniej przetworzone produkty, opierać swoje odżywianie na warzywach (zwłaszcza teraz), produktach pełnoziarnistych, kaszach, ziemniakach, owocach, dbać o dostarczanie dobrej jakości białka oraz tłuszczów. Ale nie możemy popadać w skrajność.
Jeśli postanowisz, że przez 30 dni nie będziesz cukru… ok! Tylko co dalej? Nasz mózg nienawidzi zakazów. Jeśli czegoś sobie zabraniamy, tym bardziej mamy na to ochotę. Zawsze moim klientkom powtarzam przykład z białym niedźwiedziem: „Zamknij oczy i pomyśl o czymkolwiek, tylko nie o białym niedźwiedziu.” i o czym myślisz? A na dowód na to, że nie ma skutecznego chudnięcia, bez zmiany nawyków żywieniowych, przedstawiam Wam trzy różne historie moich klientek.
Asia, 37 lat, seksuolog: Pierwszy raz spotkałyśmy się w maju. Asia nie miała normowanego czasu pracy, zaczynała pracę ok 12, a kończyła o 20. Miała mnóstwo klientów, a życie w mieście nie ułatwia planowania posiłków. Dużo jadała na mieście, w biegu, w 5-minutowej przerwie między klientami. Od razu powiedziała, że postanowiła schudnąć, zapisała się na siłownię i chodzi na nią 4-5 razy w tygodniu i jest super. Zasugerowałam jej wtedy, by trochę zmniejszyła ilość wizyt na siłowni, 2/3 w tygodniu na początku wystarczą. Po otrzymaniu jadłospisu, trochę zwlekała z umówieniem się na pierwszą konsultację kontrolną, ale już dużo zaczęło się dziać. Przez 2 miesiące powoli zaczęła wprowadzać zdrowe posiłki, nie trzymała się idealnie diety. Kiedy miała ochotę na gotowanie, gotowała. Kiedy miała ochotę na słodycze, jadła coś słodkiego. Nie ważyła się w domu. Ale kiedy poszła na zakupy, okazało się, że z rozmiaru 44 zeszła na 40. Kiedy odwiedził ją jej partner i chciał przygotować sobie jakieś śniadanie, był zaskoczony, że w szafkach są same zdrowe rzeczy. Teraz Asia mówi, że nie ma ochoty na niezdrowe, przetworzone jedzenie. Wie i czuje po swoim organizmie, że to jej nie służy. I zdanie kluczowe, które usłyszałam od Asi ostatnio: „Gdybyś mi czegoś zabroniła, gdybyś powiedziała, że tego nie mogę jeść, to chciałabym tego jeszcze bardziej.”
Teresa, 55 lat, gospodyni domowa: Z Teresą poznałyśmy się w październiku ubiegłego roku. Teresa miała konkretny plan – schudnąć do ślubu córki. Ślub miał odbyć się w maju, więc chciała pozbyć się ok 15 kg, w ciągu 8 miesięcy. Teresa podeszła do diety bardzo uczciwie, w końcu miała cel. Cel – maj, był wyznacznikiem jej działania. A jeśli chcemy schudnąć do jakiejś daty – ślubu, wakacji, sylwestra – to bardzo trudna sytuacja. Teresa miała dość dużo czasu na przygotowywanie posiłków: gotowała co innego dla siebie, co innego dla męża. Jej dania były fit, jego fat. Bardzo trzymała się wyznaczonych ilości, gramatury. Choć miała ochotę zjeść obiad męża, cel – maj, ślub wygrywał. Niby wszystko działało. W maju waga pokazała wymarzoną cyfrę. Na ślubie córki wszyscy podziwiali spektakularny wygląd Teresy. Ale co dalej?
Gdy tylko minął maj, wszystko zaczęło się psuć. Teresa nie miała już siły trzymać się diety, ochota na słodycze i niezdrowe jedzenie przyszła ze zdwojoną siłą. Waga trochę podskoczyła. Jednak teraz, dzięki na nowo wypracowanemu celowi – zdrowiu na długie lata i nie nastawianiu się na określone daty – to zdrowe odżywianie staje się po prostu przyjemniejsze. Na ostatnim spotkaniu powiedziała, że w końcu odnajduje siebie w sobie. A i mąż powoli przekonuje się, że połączenie fit i fat jest całkiem smaczne, a czasami woli zjeść zdrowe danie Teresy, niż tradycyjnego schabowego.
Paulina, 32 lata, nauczycielka: Pierwszy raz spotkałyśmy się w listopadzie ubiegłego roku. Paulina bardzo chciała otrzymać przede wszystkim dietę. Na pierwszym spotkaniu oznajmiła, ze jej głównym problemem są słodycze. Wierzyła, że gdy będzie się jej idealnie trzymać, kompleksy odejdą w zapomnienie i w końcu będzie mogła być szczęśliwa. Przez kilka miesięcy Paulina podchodziła do diety zero-jedynkowo: zaczynała od poniedziałku, trzymała się jej idealnie, kiedy to w piątek wieczorem z mężem wypijała lampkę wina, pojawiały się jakieś niezdrowe przekąski i wtedy cała „dieta” szła na bok. Skoro już raz zgrzeszyła, to dalsze utrzymywanie diety nie miało sensu. Bardzo siebie nie lubiła. Nie lubiła swego dużego brzucha i małego biustu, wąskich bioder i szerokich łydek. A najbardziej nie lubiła siebie, gdy zjadała batona. Pewnego razu przyszła na konsultacje zupełnie roztrzęsiona, nie wiedziała co chce dalej robić, chciała zmienić pracę, ale miała mnóstwo wątpliwości, czego chce od życia. Od słowa do słowa… okazało się, że chce po prostu mieć dziecko. Nagle jej twarz cała się rozjaśniła. Od tego momentu zaczęła po prostu dbać o siebie. Nie myśli już o diecie zero-jedynkowo, podstawą jest zdrowe odżywianie, ale kiedy ma ochotę na słodycze – po prostu kupuje sobie batonika i zjada bez wyrzutów sumienia, ale nie jest już w stanie zjeść go całego. Paulina polubiła swoje ciało, bo wie, że ma jedno, które jest jej domem. Teraz, gdy słyszy jakieś uwagi od swojego taty, dotyczące jej wyglądu, wie że to tylko jego ocena. Oczywiście, na początku robi jej się jeszcze trochę przykro, ale później, gdy wie że to być może z troski, puszcza to drugim uchem.